Budząc się rano przez myśl mi nawet nie przeszło, że pociąg, którym miałem jechać na święta o 23:00 nie kursuje serce biło mi jak szalone na myśl, że nie będzie mnie w domu... Ale na całe szczęście wujek od razu po meczu zawiózł mnie na ostatni pociąg do domu o 18:40. Gdy tylko wsiadłem do pociągu on momentalnie ruszył. Wtedy mogłem odetchnąć z ulgą. Niestety moje plany z niespodzianką dla rodzinki runęły w gruzach, ponieważ tata był jeszcze w pracy i nie miał mnie jak odebrać, więc zadzwonić do mamy i powiedziałem, że przyjeżdżam, zapytałem czy mnie odbierze... Moja mama była bardzo zaskoczona ale bez żadnego zastanowienia przyjechała po mnie na peron do Gliwic. Myślę, że mimo tego że niespodzianka nie wypaliła zaskoczyłem mile rodzinkę tym, że przyjechałem. Następnego dnia pojechałem z mamą i siostrą do kościoła, po powrocie do domu oglądaliśmy z siostrą prezenty . Ten dzień spędziłem w domku, musiałem trochę odpocząć po 5-cio godzinnej podróży. Była piękna pogoda... Bezchmurne niebo i promienie słoneczne skusiły mnie by zadzwonić do taty i spytać się czy tak przypadkiem nie przyjechałby po mnie żebym zabrał skuter. Wsiadłem na skuter po 5- ciu miesiącach i nie potrafiłem z niego zejść, jeździłem pond 2 godziny, bez przerwy ; przejechałem pół miasta. W lany poniedziałek wstałem z samego rana, wziąłem 2 butelki wody i się zaczął ,,Lany poniedziałek" Moją pierwszą ,,ofiarą" była moja siostra, oberwała cała butelką lodowatej wody na pobudkę ( do teraz jest na mnie zła). Ten dzień miałem zaplanowany z tata i z siostrą dlatego też o 17:00 byłem już u taty. Jak to w święta wielkanocne dostałem tony słodyczy, Usiedliśmy w trójkę przed telewizorem i zrobiliśmy sobie filmowe popołudnie. Następnie wspólna kolacja. Dzień był naprawdę świetny. Z moim tatą jak zawsze nie było ani chwili na nudę. Późnym wieczorem usieliśmy na kanapie opowiadaliśmy co się wydarzyło w ostatnim czasie. Bardzo ciesze się, że mogłem spędzić chociaż jeden dzień u taty, ponieważ jest dla mnie autorytetem ale to chyba oczywiste, że syn chcę być taki jak tata. We wtorek rano wracałem już do Poznania. Byłem tylko lub aż dwa dni w Rybniku po dwóch miesiącach poza domem... Nie zdążyłem spotkać się ze znajomymi, ale to co najważniejsze udało mi się. Spędziłem te święta z rodziną, z ludźmi, których kocham. Udało mi się chodź na chwilkę z każdym porozmawiać, pośmiać się, dla niektórych byłem tylko dwa dni w domu, natomiast dla mnie były to aż dwa dni, w których mogłem spędzić czas z rodziną. Myślę że mojemu tacie jak i mojej mamie z siostrą wywołałem uśmiech na twarzy. Bo przyjęli mnie bardzo ciepło ale widać też było po nich, że mój odjazd był dla niech bardzo trudny. Dlatego tez czasem warto żyć tym co jest dziś, tym co jest w tym momencie i nie martwić się co będzie jutro; bo jutro zaczyna się nowy dzień, nowa historia, która w miły lub mniej miły sposób będzie przez nas pamiętana.
Dołączam kilka zdjęć z rodzinką :)
~Dawid~
Mega. Oby tak dalej :*
OdpowiedzUsuń